Następnego dnia łapiąc stopa, zatrzymaliśmy 24-letniego Arve, który wracał do domu. Również z jego strony doświadczyliśmy norweskiej gościnności. Zaprosił nas do swojego domu na obiad. Pierwszy raz w życiu mogliśmy spróbować ŁOSIA. Smakuje inaczej niż mięso ze zwierząt hodowlanych, ale jest bardzo dobre. Miło spędziliśmy czas z Arve, kiedy zrobiło się późno, poprosiliśmy o zgodę na rozbicie namiotu w ogrodzie. Młody Norweg nie chciał o tym słyszeć. Udostępnił nam wszystkie swoje pokoje na piętrze. Dał mały koncert na perkusji, a potem pojechał na dyskotekę. Rano nasz gospodarz jeszcze spał. My musieliśmy jechać dalej. Zostawiliśmy kartkę z podziękowaniami i zaproszeniem do Polski. Stanęliśmy przed domem w oczekiwaniu na okazję, która trafiła się błyskawicznie. Zabrał nas Norweg, który rozmawiał tylko w ojczystym języku. Przejechaliśmy kawałek, a pan chciał się dowiedzieć skąd jesteśmy. Kiedy usłyszał, że z Polski, uśmiechnął się szeroko i powiedział:
- Aaa Pulsk, papieroski.
Wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie. Wysadził nas na pustkowiu, koło hotelu. Widoki zapierały dech w piersiach. Szczyty gór wymalowane śniegiem i jezioro z wysepkami. Krajobraz surowy, ale jaki piękny. Przeczekaliśmy pół dnia. W końcu zatrzymali się Irakijczycy, którzy jechali do Trondheim i zabrali nas ze sobą. Wysiedliśmy w Stjordal. Noc spędziliśmy na plaży, nad fiordem i nie obyło się bez przygody...