Godzinę później siedzieliśmy mokrzy i zmarznięci na stacji benzynowej. Dominik powędrował do sklepu. Nagle wrócił i oznajmił, że pewien Norweg chce nas zabrać do swojego domu, żebyśmy się wysuszyli i ogrzali. Z wielka radością skorzystaliśmy z zaproszenia. Przez następne dwa dni bylismy gośćmi Ketila. Siedzieliśmy z jego rodziną przy jednym stole i prowadziliśmy długie rozmowy o sztuce, historii naszych krajów, życiu. Poznaliśmy też sąsiada Sorentsenów, pilota. Bardzo miły człowiek, ale o polskich biznesmenach, nie miał najlepszego zdania.